Obserwatorzy

wtorek, 26 lipca 2016

Chwilowy spokój.

Długo mnie tutaj nie było, w sumie popularność już nie ta. Człowiek w sumie też nie, nie ma co owijać w bawełnę. Przez pryzmat ostatniego roku wydaje mi się, że jestem zupełnie inną osobą. Chyba nawet nie lepszą, może - w jakimś stopniu - gorszą. Da się!

W sumie ciężko mi powiedzieć, co chce przekazać. Miałam wielki plan na kilka wpisów, ale to zdecydowanie nie dzisiaj, mam zbyt rozbieganą wizję wszystkiego, co chce przekazać.


W moim życiu nie jest dobrze, zdecydowanie dobrze nie jest. Przytyłam, podobno mam rozpieprzoną tarczycę, dopadła mnie łuszczyca a dodatkowo psychicznie...
Wydawało mi się, że wyszłam z tego, że zapomniałam i kategorycznie pozostaje mi się śmiać z tego, z kim byłam. Ale jakoś mi to nie wychodzi. To zupełnie nie tak,  że dalej coś do niego czuje (z wyłączeniem skręcającej mnie pogardy) ani że mi go brakuje. To inaczej.

Coraz więcej moich znajomych się zaręcza, wychodzi za mąż, zaczyna to naprawdę dorosłe życie. Czasami ze związków z pewnym stażem, czasami z relacji chwilowych zakończonych dzieckiem - to ważne, niemniej nie najważniejsze w moich rozważaniach. Doskonale wiem, że w wieku dwudziestu lat to nie jest szczyt osiągnięć uwiązać się z kimś przy okazji zakopując tonami pieluch i śpioszków. Tylko że dla mnie, z moim wybujałym instynktem macierzyńskim i tymi innymi, babskimi cechami (często głęboko ukrywanymi) to bolesne, kiedy kompletnie tępe idiotki spodziewają się zdrowych dzieciaczków i wychodzą za mąż. Mają magiczną stabilizację, której tak cholernie pragnę.
I tutaj pojawia się wątek podjęty wyżej. Straciłam ponad dwa lata z życia na nic nie wartą relacje, która doprowadziła mnie do załamania psychicznego. Obecnie minęło półtora roku, gdzie z tego wychodzę. Podjęłam kilka głupich decyzji, dwóch żałuje - było minęło, Ci panowie odeszli w moim wypadku do historii, Jednej zupełnie nie żałuje, Sokół to cudowny mężczyzna ale kompletnie nie dla mnie. A jednej... długo żałowałam, że nic z tego nie wyszło. Pewien piękny, naprawdę piękny długowłosy blondyn zburzył mi świat na kilka miesięcy ale sądzę, że dołączyłby do tych panów, których mogłam sobie podarować.

Wizja zmarnowanego czasu, straconych najcudowniejszych lat z życia człowieka - całego liceum i początku studiów prześladowała mnie bardzo długo. To wszystko było jak stracenie wymarzonego domu, w który włożyło się całe oszczędności. Teraz, to co udało mi się wypracować to już montowanie klamek w nowym domu. Przynajmniej chce w to wierzyć, bo inaczej najprawdopodobniej zwariuje.Wspomnianej wizji, owego paradise lost, pozbyłam się dopiero niedawno. Zyskując tytułowy chwilowy spokój, (inspiracja piosenką Anathemy o takim tytule) niemal się pozbierałam.
Nie chce pisać kolejnej infantylnej opowieści, dlaczego Krzyś jest supi. Jest cudownym mężczyzną, dającym mi stuprocentowe poczucie bezpieczeństwa i co zabawne - ufam mu. Pozwala mi w spokoju zasypiać i jeszcze spokojniej się budzić.
Resumując to dość bezcelowe pisanie w środku nocy - czasu jest mało, każda relacja powinna być nienaganna. Nie ma potrzeby marnować chociażby jednej, bezcennej minuty z życia.

Na koniec chciałam dodać chociaż jedno zdjęcie. Pierwsze jakie nam zrobione, na samym początku. Zdecydowanie moje ulubione.