Obserwatorzy

wtorek, 30 czerwca 2015

,,Ej, Ty to jednak inteligentna panna jesteś`` czyli matura 2015.

Witajcie moi mili. Pomimo stanu porównywalnego do tonącego wraku postanowiłam, że przedstawię Wam matury z mojej perspektywy.
Jestem dzieckiem nowej podstawy programowej od czasów podstawówki. Jako pierwsza pisałam rozszerzony angielski w gimnazjum, miałam wszystkie podręczniki po reformie, wprowadzoną przyrodę i inne takie zabawne udziwnienia - bo to dzieciom pomoże.
Czy pomogło? Nie mam bladego pojęcia. W moim liceum matury nie zdało około 20 osób, z czego 19 z matematyki. Najciekawsze, iż stał się przypadek niezdanej matury podstawowej z matematyki w klasie rozszerzonej. A nawet idąc tym tropem - nie zdanej matury mając ocenę dobrą na koniec trzeciej klasy. 
W nowej reformie niemożliwe stało się możliwe. 

POSZCZEGÓLNE EGZAMINY MOIMI OCZYMA

A wzrok mam słaby, pamiętajcie.

EGZAMINY PISEMNE.
~~~*~~~

Język polski to przedmiot do którego zawsze podchodziłam dość spokojnie, moją metodą na naukę było zwyczajne czytanie lektur i słuchanie na lekcjach, o ile nauczyciel mówił coś wartego mojej uwagi. Inaczej pisałam notatki z historii, ale to inna opowieść. Nie poszło mi źle, spodziewałam się gorszych wyników. 
Poziom podstawowy: Był dość prosty. Wypracowanie trafiło się wręcz idealne - oparte na lekturze, jaką jest Lalka, pióra Bolesława Prusa. O drugim temacie powiem tylko tyle, że ja wierszy nienawidzę z zasady, przeczytałam połowę i uznałam, że jednak stary, dobry Wokulski to najlepsza opcja dla mnie.
Wynik: 73%

Poziom rozszerzony
: Tutaj zaczyna się cykl opowieści o tym, jak głupim dzieckiem czasami bywam. Albowiem otrzymując mój arkusz, tematy mnie... wryły w krzesełko. W pierwszym - tekst Umberto Eco, a jak wiadomo - jego teksty są silnie inspirowane Edgarem Poe. A kiedy autor trudny opiera się na jeszcze trudniejszym - napisanie matury staje się ogromnym wyzwaniem. Przyznam, że czytałam ten temat razy pięć i nie zdecydowałam się na podjęcie pracy.

W tej części mojej opowieści jednak pojawia się wątek satyryczny - zanim zabrałam się do analizy porównawczej dwóch wierszy na temat zsyłki na Syberię, okropnie zachciało mi się spać. I w czasie pracy przysnęłam. Obudziła mnie koleżanka, która uderzyła ręką w ławkę, co wywołało dość duży huk w auli. Przebudziłam się, wróciłam do pracy... i jak na złość wypisały mi się oba długopisy. Moje zmagania zauważyła członkini komisji egzaminacyjnej i podała mi pożyczony od chłopaka siedzącego przede mną i w ten sposób zakończyłam swoje autorskie (i nieco amatorskie) lanie wody na temat i obok niego.  
Wynik: 60%, kiedy to spodziewałam się około 40.

~~~*~~~
Matematyka w klasach humanistycznych. O tym powstały dowcipy a nawet przypowieści czy mity. Dla mnie matematyka od małego stanowiła straszny problem ale jest to wywołane dyskalkulią - wada pokroju dysortografii. Zazwyczaj odpisuje na końcu działania +3, przestawiam znaki oraz mam problem z orientacją przestrzenną, co jest jednym ze utrudnień wywołanych tą dysfunkcją mózgu. Jednak nawet taki kretyn jak ja, ledwo się wyciągający z zagrożeń na każdy semestr może zdać ten konkretny przedmiot. Jak?
Jest taka milusia jak cholera strona z takim miłym panem. LINK
Mi robienie zadań typu pewniaki maturalne, arkusze próbne i konkretnych działów pomagało bardziej, niż korepetycje. Zmusza do samodzielnej pracy z kimś, kto Ci pomoże w razie czego a nie kolejnych wykładów, z których i tak niewiele się zapamiętuje.
Tego bałam się najbardziej, zakładałam, że nie zdam. Ale udało się. W powiecie zamojskim ten egzamin oblało 300 osób.
Wynik: 38%

~~~*~~~
O angielskim nie ma się co rozwodzić. Jest to taki język którego albo się nauczysz w przeciągu kilku lat, albo nie. W liceum się go wyłącznie poszerza i szlifuje, nic więcej.
Poziom podstawowy: Bardzo łatwy i jestem z niego dumna. W e - mailu o chorobie uniemożliwiającej wyjazd napisałam, że mam chore serce - początkowo chciałam pisać, że mam AIDS. Ale byłoby to dziwne i tego nie napisałam.
Wynik: 86%
Poziom rozszerzony: Nie zadziwię Was, mówiąc iż przysnęłam w czasie słuchań. Ogólnie egzamin był dla mnie kosmicznie trudny. podnoszący ciśnienie i powodujący płacz. Obawiam się, że to była najtrudniejsza z pisanych przeze mnie prac w życiu. Jednak z wyniku jestem zadowolona, gdyż spodziewałam się marnych 30%.
Wynik: 52%

~~~*~~~
Historia powoduje u mnie słodko - gorzkie uczucia. Egzamin był najeżony trudnymi elementami, które mnie zmasakrowały, podobnie jak samo wypracowanie, pomimo iż dotyczyło Adolfa Hitlera. Jednak warto powiedzieć, dlaczego się nie denerwuje. Ano dlatego, iż na historię, jako dość niszowy przedmiot wybiera się niewiele osób. A te, które zdały ją dużo lepiej ode mnie, raczej zrobiły to po to, aby dostać się na prawo, czyli jeden z najbardziej obleganych kierunków studiów. Ratują mnie również inne matury, zdane na dość wysokim poziomie. Dlatego ten wynik, jaki uzyskałam powoduje u mnie średnie rozgoryczenie.
Wynik: 48% - połowa zdających miała mniej ode mnie.

EGZAMINY USTNE.
~~~*~~~
Przyszli maturzyści powinni sobie zapamiętać jedną rzecz, co się tyczy tej części matury. To najbardziej  subiektywny egzamin, jaki może Was czekać. I radzę być miłym dla wszystkich polonistów i nauczycieli angielskiego, to może się przydać w ostatecznym rozrachunku.

~~~*~~~
Język polski. Trafiłam na dzień bardzo trudnych tematów - mój miał hasło do komputera ,,krewetka`` i wywołał u mnie spazmy.
Należało przedstawić kataklizmy w literaturze. Przecież to było jak... morderstwo w dniu własnego ślubu.
Ostatecznie opowiedziałam o ,,Burzy``Mickiewicza, ,,Chłopach`` Reymonta, ,,Nad Niemnem`` Orzeszkowej i okazało się, że to wystarczy aby mieć to za sobą.
Wynik: 88%

~~~*~~~
Angielski. Mało pamiętam z tego egzaminu tak naprawdę. Wchodziłam ostatnia z klasy bardzo zdenerwowana i szybko skończyłam, wobec czego komisja wyciągała ze mnie dodatkowe informacje.
Podobnie jak na polskim ani razu nie spojrzałam na egzaminatora, siedziałam ze wzorkiem wbitym w ławkę, co musiało być niezwykle zabawne.
Wynik:87%

Egzaminów dla mnie było tyle. Gorsze było i tak oczekiwanie na wyniki, bo stale w głowie miało się jeden wyraz - SIERPIEŃ. Dopiero kiedy wychowawczyni powiedziała, że nie poszło mi źle a nawet powie więcej - że dobrze, stres mnie puścił.
Matura nauczyła mnie jednego. Nie ważne, jak ciężko Ci jest - ostatnie półtora roku mojego życia to bardzo zły czas - jesteś w stanie poradzić sobie ze wszystkim. To zależy od Ciebie i nikt nie jest w stanie niczego zmienić. Pomimo, że jesteśmy istotami stadnymi w końcu zostajemy sami. I to nasze osiągnięcia, zrealizowane plany będą o nas świadczyły. Żadne mrzonki o miłości, przyjaźni i innych wzniosłych ideach które ostatecznie i tak umierają. Liczysz się Ty i Twoje szczęście - samotne lub z kimś u boku, o ile nie naruszasz szczęścia innych jednostek.

Finalnie mogę stwierdzić, że matura to jedyna dobra rzecz, która mnie spotkała od początku tego roku. Koszmar związany z odejściem Mateusza, śmiercią ukochanego stryja oraz prababci i teraz rozstanie z człowiekiem, którego kocham bardzo silnie się na mnie odbiło. Porównanie mnie do tonącego wraku wydaje mi się idealne - mieszam fałsz z prawdą, jednak staram się jak najdalej uciekać od złudzeń. To trudna droga, jednak kiedyś się poskładam do kupy. Na razie biorę leki uspokajające i nasenne, blokuje własne myśli.
Mam ku temu świetne powody. Otaczam się ostatnio cudownymi ludźmi, z którymi pije, rozmawiam, mam się komu wypłakać albo chociaż posłuchać anegdot czy chamskich dowcipów.


Nie mam pojęcia z czego się tak popłakałam, chyba z opowieści o ubieraniu choinki w Maju.

Kocham to zdjęcie za jego prostotę. Dwoje ludzi zasłuchanych w wywód filozoficzny naszego kolegi. Zrobione zostało na Kamyku przez niezastąpioną Weronikę.

Komentujcie, piszcie co sądzicie o swoich wynikach/ obawach przed testami i innych sprawach. Liczę na Was!

niedziela, 21 czerwca 2015

Noce i dnie, rozstania i powroty.

Długo mnie nie było, kurz zdążył się już rozgościć na po szczególnych elementach witryny. Jednak postanowiłam, że może nadeszła pora by dać mi i mojej klawiaturze jeszcze jedną szansę.







Czy dużo się zmieniło? Tak, można się posilić na stwierdzenie, że większość ważnych spraw uległa w jakimś stopniu zmianom.

Zacznijmy jednak od tego, co się nie zmieniło:

~Płeć.
Śmiem twierdzić, że dalej jestem kobietą, albo iż pretenduje do tego tytułu. Mogę się mylić.
~ Zapotrzebowanie na tlen i nikotynę.
Co gorsza, nie wiem, co ważniejsze. 
~ Historia.
Ona się nie zmienia, tylko rozrasta i poszerza.

Jak to mawiają mądrzy ludzie, im dalej w las tym więcej drzew. Idąc naszą retrospekcją ostatnich miesięcy wypadałoby opowiedzieć o tym, co się zmieniło. 

~
Nie wiem, co tutaj napisać, żeby nie wyszło ozięble lub infantylnie.
Największą zmianą - moim zdaniem - było odejście Mateusza. Nie ma się tak naprawdę nad czym roztrząsać, gdyż była to w stu procentach jego decyzja, której mu nigdy nie wybaczę. Wątpię jednak, aby kiedykolwiek - w przeszłości czy przeszłości - mu na tym zależało. Idźmy dalej, nie ma się czym smucić - to było bardzo, bardzo dawno temu, biorąc pod uwagę każdą skalę.
~ Podmiot milszy.
Od 1 kwietnia - data nacechowana ogromem sarkazmu, wiem - jestem w szczęśliwym związku. I to nie tak, że ,,leczę rany``. Wojtka znałam od dwóch lat i muszę przyznać, że prawdziwy zbieg okoliczności sprawił, że nasze drogi się skrzyżowały. 
Mówiąc w skrócie:
Na Tinderze, dla żartu oboje się polubiliśmy, więc do niego napisałam i w żartobliwy sposób, pozbawiony jakichkolwiek niecnych zamiarów, zaczęliśmy ze sobą pisać. Później pojawił się na dniach otwartych w mojej szkole i dla żartu wmawialiśmy każdemu, że jesteśmy parą. 
Przez jakiś czas trwała taka hm... sytuacja zawieszenia, pomiędzy żartem a nieśmiałymi dążeniami obu stron do czegoś więcej. 
Obecnie jesteśmy razem, pijemy Amarenę albo specjały sandomierski, kręcimy smakowe delicje tytoniowe i uczymy się jak razem żyć, żeby przeżyć.
A to nie zawsze jest takie proste, jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka.
To moje ulubione zdjęcie, wykonane kilka tygodni temu u mnie w pokoju. Jest takie proste a zarazem uroczę i niewymuszone.
~ Jedzenie.

Od dawna, nie ukrywam - miałam problemy z jedzeniem mięsa. Mój organizm nie przyswaja go za dobrze, po większości specjałów pochodzenia zwierzęcego czułam się nie najlepiej. Dlatego od przełomu stycznia i lutego postanowiłam całkowicie wyeliminować mięsiwo ze swojej diety. Pozostawiłam sobie nabiał i jajka, bardzo okazjonalnie ryby - zależy od gatunku, na niektóre reaguje gorzej, niż na mięso. 
Jednak nie uciekaj, drogi pożeraczu zwierząt! Nie zamierzam uskuteczniać nigdy i nigdzie wegeterroryzmu, tak bardzo popularnego od pewnego czasu w odmętach Internetu. Mój wegetarianizm jest powodowany egoistycznymi pobudkami takimi jak niechęć do mięsa, nie żadną nagonką o biednych zwierzątkach. Z mojej strony nie spotkają Cię dramatyczne opisy przedstawiające pastwienie się nad zwierzętami etc. To byłaby ogromna hipokryzja z mojej strony gdyż mieszkam z osobami jedzącymi mięso, Wojtek też nie zamierza przechodzić na jedzenie trawy a mi się zdarza gotować dla najbliższych. 
Spokojnie. Na temat jedzonka obiecuje odzielny wpis, przedstawiający co i jak. Nie chce Was teraz uświadamiać we wszystkich niuansach mojej kuchni i spiżarni. 
~ Skończyłam liceum.
Na razie mam wykształcenie średnie niepełne, czekam na wyniki matury. Mając je, przedstawię Wam cały egzamin, przeprowadzony wedle zasad nowej reformy, z perspektywy ucznia. A z czasem, o ile zdałam z matematyki, przedstawię Wam moją walkę o miejsce na wydziale historii Uniwersytetu Warszawskiego lub Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW - Uniwersytet, Którego Się Wstydzę, taki zasłyszany kiedyś żarcik).
Czy się cieszę z końca szkoły?
Tak. Mam spokój, żadnego bata nad głową, czytam ile chce i śpię do której chce. Po ostatnim roku szkolnym mi się to należało. Poza tym, mury mojego ogólniaka przedstawiały sobą wiele wspomnień a teraz nie chce o nich pamiętać. Wynik tego taki, że jest lepiej jak się liceum skończy.

To było kilka słów gwoli powrotu. Pomysły na następne wpisy już mam, można mi je stale podrzucać w komentarzach lub na asku (ask.fm)
I pamiętaj czytelniku drogi, każdy Twój komentarz ma dla mnie znaczenie.