Obserwatorzy

niedziela, 9 listopada 2014

Sześć rzeczy w ramach powrotu.

Ahoj młodzi marynarze wędrujący w stronę światła. Postanowiłam wrócić do pisania, jednak nie z historią - jest chyba zbyt niszowa, aby ludzi na dłużej zatrzymywać. Uznałam, że jest szansa na wciśnięcie wpisu pomiędzy historię, matematykę a rehabilitacje/ chodzenie po lekarzach.

Ostatnim czasem dokonałam kilku ciekawych zakupów kosmetycznych i chce się nimi z Wami podzielić, do tego będzie jedna rzecz darmowa, dostępna dla każdego, kto posiada nazwisko, adres i email. Jednak to na sam koniec.
                       ~~~~~~~~*~~~~~~~~


Zaczynam od rzeczy, do których nie wrócę. Firma Tołpa okazała się być jedną wielką porażką. Żel do twarzy został zakupione za około 10 złotych na promocji w Laboo i jak na tą firmę, rzekomo dość ekskluzywną i drogą... Nie działa. Makijażu nawet nie zaczyna zmywać, pozostawia niemiły osad na twarzy i nieciekawie pachnie. Jednak - wykorzystać trzeba, szkoda wyrzucać.

Ostatnie zdanie tyczy się również drugiego kosmetyku firmy Tołpa - odżywki/ maski do włosów.

Cena bez promocji za taką małą tubkę to ponad 20 złotych i byłyby to pieniądze wyrzucone w torf . Każdy wie, że odżywka ma włosy nawilżać i sprawiać, że będą miękkie. Specyfik ze zdjęcia uważa, że włosy twarde i na siłę proste są w porządku i że tego od niego wymagano w ramach zwiększania objętości oraz nawilżania.
Jedyny plus to cudowny zapach, który przypomina mi wakacje na działce u stryja pod Lublinem.. Coś jak świeża mięta rozpuszczona wodzie z jakimiś innymi ziołami.
Poza tym - źle, a nawet gorzej.

Przejdźmy do rzeczy milszych.


O mojej zmasowanej miłości do serii Green Pharmacy była mowa tutaj: zioła. Jako dodatek do olejku na porost włosów kupiłam ostatnio taki, aby jak urosną zostały ze mną na dłużej i nie wypadały. Olejek jak olejek - tłusty i bez zapachu, lepiej uważać bo można utracić bluzkę przy stosowaniu.


W ramach szukania czegoś nowego, postawiłam na szampon Herbal Care. Jest tańszy od GP i mniej skomplikowany - opiera się na jednym składniku czyli lnie. Całkiem przyjemnie pachnie, dobrze się pieni i w oczach pali w reformowalny sposób, mniej niż szampony z GP. Posiada uroczą nakrętkę, która sprawia, że wygląda jak prawdziwy eliksir od zielarki. Podsumowując - kupować, myć i nie mieć wszy.



 Drogeria koło mojego domu jest biedna i nie było eliksiru w sprayu z GP, w którym byłam zakochana od pierwszego psiknięcia. Z Farmony, firmy od szamponu też nie było. Pani Potter była pod ręką, i ładnie zapachniała - zupełnie nie rozumiem dlaczego ale szarlotką. Za cenę 6 złotych postanowiłam psikać włosy szarlotką, która podobno regeneruje włosy. To dość ciekawa teza, zbawczy wpływ ciast na owłosienie.
Powiem szczerze, rewelacji się nie spodziewałam, ale tak owa jest. Pachnie, włosy dużo łatwiej się rozczesują, wyglądają na zdrowsze - ostatnie co je brzydzi do odrost (byle do wtorku) oraz brzydkie końcówki (byle do środy albo czwartku). Obawiam się, że na stałe zamieszka w mojej kosmetyczce.


Drogeria jest naprawdę zaopatrzona jest źle. Laboo ssie, a do Rossmana czy Natury nie chciało nam się jechać. Praktycznie wszystkie kremy były przeciwzmarszczkowe a ja jeszcze nie potrzebuje tak owych. Dopiero przy pomocy jednej z Pań udało nam się znaleźć coś taniego (nie z Tołpy) do skóry zwyczajnie przewrażliwionej i potrzebującej nawilżenia. Co do ceny jest dobra - 10,50 złotych mi odpowiada za taki kosmetyk. Co ciekawe, ten krem nie jest kremem tak do końca - ma dość żelową konsystencje ale przez to jest wydajniejszy i lepszy w aplikacji. Pachnie bardzo ładnie bo rumiankiem. I co ważne - kosmetyki ziołowe a na ich punkcie mam zwyczajnie nierówno pod sufitem. Żałuje, że u siebie w Avonie nie mam ich zbyt wielkiego wyboru, u nas prędzej znajdę coś owocowego. Ale o Avonie w następnym wpisie. 
~~~~~~~~*~~~~~~~~

Co darmowego? Ano darmowe próbki. Jednak nie są one wcale takie małe, jak nam się wydaje - firma Yodeyma wysyła próbki o pojemności 15 ml, jeżeli wypełnisz formularz ze swoimi danymi oraz wybierzesz zapach. Dodam, że ich perfumy są silnie inspirowane znanymi firmami np Celebrity to inspiracja zapachami Lancome. Moje zdjęcie na dowód

A na co Taltos poluje?
Mam silną ochotę na zakupienie perfum pani Walewskiej. Seria powstała z powodu serialu opowiadającego o losach pani Walewskiej - kobiety, która uwiodła Napoleona Bonaparte i była matką jego pierworodnego (chociaż nie z prawego łoża) syna. Nie są drogie, w granicach 30 złotych podobno, ale kuszą mnie niezwykle jako przerwa od perfum z Avonu. 

Na dzisiaj tyle, zapraszam do komentowania. 

sobota, 20 września 2014

Mroki tysiącletnie.

III Rzesza odchodzi na chwilę do lamusa, dzisiaj zabiorę Was w podróż nieco dalej, ku mojej drugiej miłości - średniowieczu. 

Co wiedzieć musimy aby o średniowieczu rozprawiać?

- Wieki średnie to czas od 476 roku - upadku Cesarstwa 
Rzymskiego aż po trzy daty, w zależności od historyka i opracowania. Periodyzacja dziejów to bardzo skomplikowane zagadnienie - ilu historyków się do tego zabierze, tylu wymyśli własne, nowe i jeszcze dziwniejsze teorię. Ale wracając do końca średniowiecza. Uznajemy, że jest to albo: wynalezienie druku (prasy drukarskiej) przez Gutenberga - 1455 r., upadek Cesarstwa Bizantyjskiego - 1453 r. a w ostateczności - odkrycie Ameryki przez Kolumba w 1492 roku.

- Średniowiecze to następstwo najazdów plemion germańskich na tereny należące do Cesarstwa Rzymskiego. Wielka wędrówka ludów, bo tak określa się to zdarzenie wyglądała następująco: Hunowie nacierali od około 370 roku od strony stepów czarnomorskich na kolejne plemiona, dobijając się do murów Cesarstwa. Ludy przez Hunów napadane uciekały przed nimi, prąc do przodu, również w kierunku Rzymu. Marsz zaowocował ,,wpuszczeniem`` Germanów do imperium, początkiem władzy cesarzy pochodzenia barbarzyńskiego i daleko idącymi reformami. Ale o tym dalej. 

Święty Wolfgang i Diabeł.

Co nowego przyniosło średniowiecze?

Średniowiecze tak naprawdę przyniosło wiele zmian, nie tylko na gorsze. Idąc na przekór przekonaniu, że wieki średnie niosły ze sobą wyłącznie zacofanie, opowiem Wam nieco o sytuacji kobiet i dzieci na przełomie antyku i średniowiecza.

Jak zapewne wiecie, w starożytności to mężczyzna miał władzę decydującą nad kobietą - żoną, córką, matką etc. Władza nad płcią przeciwną pozwalała mu, w świetle prawa rzecz jasna, zabijać potomków płci żeńskiej. Zazwyczaj wychowywano jedną córkę, resztę zabijano, pozostawiając przy życiu wyłącznie synów. Sytuacja dzieci nawet w kwestii imienia wyglądała rozbieżnie - syn dostawał imię oraz rodzinne miano. Imię córki było wyłącznie pochodną imienia ojca, aby można było ,,podmiot`` jakoś nazwać. Podmiot, jak się domyślacie, nic nie dziedziczył po rodzicach. No dobra, miał posag, jednak posag był wyłącznie potrzebny jako karta przetargowa -,,Panie, bierz pan tą cholerę ode mnie, oddam skrzynię sukna, dzbany wina i trochę zwierza``. Cholera wychodziła za mąż i miała dzieci, które powielały jej los. Oczywiście, zdarzały się wyjątki, jednak były tak rzadkie, że szkoda o nich wspominać. Cholera, podmiot czy jak jej tam - kobieta, nie bywała w odbiorcą sztuki. Na igrzyska jej nie wpuszczano, w sztukach role żeńskie grał mężczyzna w przebraniu - ot, cały los oparty na domu i dzieciach.
Jednak kiedy w imperium pojawili się barbarzyńcy sprawy zaczęły iść w lepszym kierunku - zaczęło się od zakazu zabijania córek, później pozwolono kobietom wstępować do klasztorów - miały inną drogę niż rodzenie dzieci, zaczęły (mniejszą pulę ale zawsze) dziedziczyć po rodzinie, co pozwalało im na utrzymanie się w sytuacji awaryjnej. A posag w przypadku zakończenia miał być kobiecie zwracany.



,,Przecież średniowiecze to jeden wielki zabobon``.

Zabobon czy nie, średniowiecze niosło ze sobą własny system wartości, kompletnie odmienny od tego, jaki wyznawali Rzymianie. Egocentryzm zamienił się miejscem z teocentryzmem, Bóg zajął najwyższe miejsce, jakie było do zajęcia.
Interpretacje Biblii, dobór odpowiednich ewangelii, zamieszanie dookoła papiestwa, spór o inwestyturę - wszystko to doprowadziło do tego, iż obecnie uważa się średniowiecze za najbardziej zacofany czas w historii świata. Winą jednak nie była sama wiara a instytucja papiestwa. Przykładowo. Dlaczego Mieszko I Piast był wyłącznie księciem a jego syn - Bolesław I Chrobry (Wielki) Piast został koronowany na kilka tygodni przed śmiercią (zmarł 7 VI 1025 r.)? Albowiem obaj czekali na zgodę papiestwa. To do papieża należała rola kreacyjna - on obsadzał godności królewskie. Dopiero Luter, Kalwin, Henryk VIII Tudor wystąpili przeciwko papieżowi, jego wyższości ponad każdym i doprowadzili do reformacji. To jednak było później, w epoce nowożytnej i pozostawimy to na dalszy termin.
Dodatkowo to nie Prokopiusz z Cezarei określił lata średnie średniowieczem. Termin ,,wieki średnie`` pojawił się dużo później, kiedy chciano uwypuklić różnicę pomiędzy trzema etapami historii. Ogólnie, historia to linia, która przecina prostą i raz opada a raz rośnie. Raz człowiek, humanizm, egocentryzm a raz - Bóg, wiara, strach przed śmiercią oraz marność świata. Zobaczmy:
Antyk                       Renesans  - Wiara w człowieka. 
          Średniowiecze               Barok. - Wiara w Boga, przemijanie.


Przykład sztuki późnośredniowiecznej.

~~~~~~~~~~***~~~~~~~~

Średniowiecze to temat rzeka. Dzisiaj dodałam wyłącznie wprowadzenie a przez najbliższych pięć wpisów (około dwóch miesięcy) postaram się pisać wpisy o tematyce średniowiecznej. Tak naprawdę nie da się tego wszystkiego ogarnąć w jednej publikacji aby ominąć żargon maniaka, postanowiłam zatem podzielić to na części aby Was zainteresować. 

~~~~~~***~~~~~~~

Co u mnie? 
Choruje. Motywuje się do matury, mam dziewięć miesięcy, pięć egzaminów (i dodatkowo dwa ustne) więc jest bardzo dużo pracy. Mateusz już w następny weekend przeprowadza się do Poznania - ucieka mi na miesiące z przerwami na dni. Nie wyobrażam sobie na razie jak to będzie wyglądało. Przynajmniej mam pewność, że żaden inny facet się do mnie nie przyczepi, wszyscy adoratorzy się rozmyli. Nie przeżywam tego, nawet się z tego cieszę. Bardzo mocno wzięłam sobie do serca słowa mojego nauczyciela. Jego piątkowa mowa moralizatorska doprowadziła mnie do stanu silnej paniki, jednak wciąż uważam, że miał racje. Trzecia klasa to pora na czytelnię i opracowania akademickie, nie imprezy i znajomych. Życie błędów nie wybacza, a ja nie mam na tyle twarde dupy aby mieć miękkie serce. Nikt się po mnie nie spodziewał, że będę miała miękkie serce. Nie ja.
I moje największe zaskoczenie tego tygodnia. Wyobrażacie sobie, że dowiedziałam się, iż jestem zbyt inteligentna i przez to zrażam do siebie ludzi? Bo ja nie. Jestem aż po dzisiaj w szoku tak poważnym, że mam ochotę się uszczypnąć w rękę. Też uważacie, że inteligencja w naszych czasach szkodzi?
~~~~~~~~***~~~~~~~
Dzisiaj tyle, pora uciekać spać.
 Zapraszam do komentowania, to najważniejsze dla mnie - każdy komentarz to motywacja, aby dalej coś pisać na tym blogu. 




sobota, 13 września 2014

Krótki (lub nie) poradnik obozowy.

Witajcie. Postanowiłam na chwilę powrócić do tematyki obozowej po otrzymaniu dzisiaj na asku następującego pytania:


Odpowiedź postanowiłam zamieścić na blogu. Dlaczego? Jest to bardzo ciekawy i złożony temat, a w roku szkolnym postanowiłam pisać jeden wpis na tydzień ale za to ciekawy.

Mapa obozów, tak dla przypomnienia - ułatwi nam pracę. 

Od kiedy istniały NIEMIECKIE obozy koncentracyjne?
Dlaczego nacisk na niemieckie? Są ku temu dwa powody.
1. Kłamstwo oświęcimskie czyli mylne twierdzenie, że obozy z terenu Generalnej Guberni (część Polski nie włączona do III Rzeszy) były obozami POLSKIMI, że komory gazowe były polskie etc. Niemieckie gazety lubią to tak określać jednak musimy pamiętać o jednym - Polska miała JEDEN obóz koncentracyjny za czasów II Rzeczpospolitej. Bereza Kartuska była obozem utworzonym za zgodą Józefa Piłsudskiego, przetrzymywano tam przeciwników politycznych, znęcano się nad nimi oraz zmuszano do ciężkiej pracy. Każdy inny obóz, jaki istniał na terenie polski był obozem NIEMIECKIM. I musimy o tym pamiętać, aby to z nas nie zrobiono katów. 
2. W historii świata obozy istniały i wcześniej i później. Zaczęły istnieć w wieku XVII w. jak i w XX w. po zakończeniu II wojny światowej.

Pierwszym obozem w historii był KL Dachau, otwarty 22 marca 1933 r., niedługo po objęciu władzy przez Adolfa Hitlera. Obozy zapowiedział 8 marca 1933 roku Wilhelm Frick, będący ministrem spraw wewnętrznych Rzeszy. Początkowo w Dachau trzymano wyłącznie wrogów politycznych, komunistów i zwykłych bandytów, z czasem zaczęto również kierować tam Żydów.


Do kiedy istniały obozy koncentracyjne? 

 Technicznie, pierwszym obozem, który zlikwidowano był Bełżec - grudzień 1942. Jednak nie jest to obóz stricte koncentracyjny. Bełżec, Sobibór oraz Treblinka były obozami zagłady. W tego typu obozach przetrzymywano około 300 więźniów zajmujących się pracą na rzecz obozu - sprzątanie, kuchnia, segregowanie przedmiotów po zabitych, aptekarz zajmujący się lekami po zabitych, dentyści i technicy dentystyczni zajmowali się usuwaniem złotych zębów, fryzjerzy obcinali ludziom włosy przed gazowaniem.
Pierwszy obóz koncentracyjny, który wyzwolono to  KL Vaivara. Nie mamy go na tej mapie, więc nieco Wam o nim opowiem. 
Vaivara to obóz położony w Estonii, funkcjonował w latach 1943-1944. W tamtych czasach były to tereny III Rzeszy. Zginęło w nim około 1000 Żydów. Generalnie obóz służył eksterminacji Żydów z getta w Kownie i Wilnie. Oczywiście, nie zabrakło jeńców sowieckich, Duńczyków i Estończyków, jednak stanowili oni mniejszość wśród więźniów. Obozu nie ominął marsz śmierci - mordercza droga wgłąb III Rzeszy przed przesuwającym się frontem. Sam obóz wyzwolili Rosjanie czyli Armia Czerwona dnia 28 czerwca 1944 roku.

Zanim przejdziemy do ucieczek, opowiem Wam nieco o życiu w obozie i o tym, co robiono, aby przeżyć.

# Jazda do obozu odbywała się za pomocą pociągu. Używano dwóch rodzai wagonów - zarówno wagonów bydlęcych, używanych niemal zawsze. Zdarzały się również wagony transportowe, z których korzystano przy ,,ważnych`` transportach. Warunki były tragiczne - w zimie zimno - nie było pieców, w lecie gorąco od braku okien i wentylacji. Potrzeby fizjologiczne załatwiano w wiadrze, które stało na środku wagonu lub pod siebie. Jechano na stojąco, nawet kilka dni. W tym momencie ludzie albo umierali z głodu/pragnienia/zimna/parności lub wariowali w trakcie drogi w nieznane.


# Selekcja. Najlepiej było stać prosto, pokazywać się jako człowiek zdrowy i w pełni sprawny do pracy. Dodatkowo - przy pytaniu o specjalistów - lekarzy, techników, fryzjerów, aptekarzy, budowlańców - należało od razu wystąpić z szeregu, nawet nie mając specjalizacji podawać się za kogoś z tych ludzi. To ratowało skórę i pozwalało pracować w lepszych warunkach.

# Praca. Najbardziej cenioną tą pod dachem, w halach albo w warsztatach - w lecie chroniła od słońca, w zimie od mrozu. Na kuchni zawsze można zorganizować pożywienie a w Kanadzie (hala składowa bagaży do segregacji) ubrania, biżuterię i pieniądze - potrzebne na wymianę ze strażnikami. Za kosztowności można było załatwić wszystko. Dosłownie. Gorzej było z kontrolą przed wejściem do baraków - należało wszystko dokładnie ukryć.Dodatkowo - nie można pracować. Należało symulować pracę tak, aby być ciągle w ruchu ale nie męczyć się - zmęczenie to prosta droga do śmierci.


#Strażnicy. Zawsze mieli rację, nawet jak jej nie mieli. Nie można było pyskować, ani nawet próbować kwestionować ich zdania. Lizusostwo było w cenie, jednak pozwalało przeżyć i jeszcze pomóc innym więźniom w słabszej sytuacji. To samo tyczyło się kapo - więźniów na wyższej pozycji, kontrolujących baraki lub komanda - grupy pracowników. Zazwyczaj byli to Niemcy, ale nie wszyscy byli źli - zdarzali się tacy, którzy pomagali swoim więźniom z baraków czy komand. Wielu z SS manów oraz kapo było zwyczajnie przekupnych. Wystarczył płaszcz, biżuteria dla ukochanej albo ładna walizka aby zdobyć lepsze traktowanie. Nie zawsze jednak to pomagało. Wszystko zależało od indoktrynacji nazistowskiej oraz zwyczajnych ludzkich cech.



# Choroba. Dopóki byłeś chory ale dawałeś sobie radę z pracą - pracowałeś. Kiedy przestawałeś być zdatnym do pracy kierowano Cię do lazaretu ,,szpitala`` obozowego. Leków, środków higieny i opatrunków niemal nie było, tylko tyle co się udało przemycić od aptekarza, segregującego leki z transportów. Na rysunku widzimy obóz Dora, autorem jest włoski malarz, zamknięty za walkę przeciw nazistom. Mieszkał przy lazarecie i rysował portrety SS-mannów i ich żon. Postać w bieli przy drzwiach - niemiecki lekarz nadzorujący lekarzy z innych państw - więźniów. Za nim widzimy SS - manna szykującego się do selekcji ludzi.

UCIECZKA Z OBOZU KONCENTRACYJNEGO. 
Czy była możliwa?

Tak. Istniały na nią różne sposoby. Opiszę dwa najbardziej skuteczne. 

#Bunt.
Do buntu doszło przykładowo wśród więźniów w Sobiborze. Początkowo zbuntowało się komando złożone z Polaków - komando leśne. Zabito strażnika, których ich nadzorował - szesnaście osób uciekło, trzynaście schwytano w okolicach obozu a trzech uciekło. W ramach represji zabito całe komando i nigdy nie werbowano do niego Polaków - pracowali tam Żydzi i Holendrzy. 

Kiedy spotkało się dwóch ludzi - Żyd Leon Feldhendler oraz oficer Armii Czerwonej - Sasza Peczerski opracowano plan. Należało zabić jak najwięcej oficerów SS, jednak nie głośno. Wabiono ich do obozowych warsztatów i po cichu mordowano, ukrywano ciała i zabierano potrzebną broń. 14 października 1943 roku wprowadzono plan w życie. Wszystko szło gładko, jednak kierownik komór gazowych powrócił z Chełma, gdzie był po zaopatrzenie i odkrył ciało jednego z kolegów i rozpoczął alarm. Rozpoczęła się strzelanina i z obozu uciekło 300 osób. Sto osób rozstrzelano w lesie dookoła obozu, 200 uniknęło śmierci a około 60 osób przeżyło wojnę.

# Ucieczka Polaków z Auschwitz. 
Na Polaków nie ma mocnych, szczególnie jak zwącha się czterech sprytnych facetów - 20 czerwca 1942 roku dokonano najbardziej przebojowej ucieczki w całej historii obozów niemieckich.
Kazimierz Piechowski, Stanisław Jaster, Józef Lempart i Eugeniusz Bandera włamali się do magazynu SS manów, zabrali cztery mundury oraz broń. Przygotowali się do drogi i zabrali samochód z obozu. Skierowali się do Generalnego Gubernatorstwa i Jaster przekazał Polakom specjalny raport o obozie.
Kazimierz Piechowski żyje po dziś dzień, ma 95 lat. Przeżył ucieczkę, był świadkiem apelu, na którym o. Maksymilian Kolbę poświęcił swoje życie za pewnego więźnia, był represjonowany przez UB. Jego życie to przykład, że zawsze mamy możliwość pozostania ludźmi, niezależnie od miejsca i czasu. 
Panowie zniszczyli samochód a Hossowi - komendantowi obozu, do którego wóz należał wysłali ironiczne przeprosiny za kradzież i zniszczenie auta. 
Jaster zginął w roku 1943 - rozstrzelali go Polacy, podejrzewając że współpracuje z Gestapo. 
Bandera - on opracował plan, był mechanikiem samochodowym, zmarł w Warszawie w roku 1988. 
Lempart - był księdzem, który zrzucił sutannę i założył rodzinę. Ostatecznie zginął w 1971 roku w wypadku samochodowym.





Na dzisiaj tyle. Zapraszam do komentowania, każdy komentarz jest dla mnie ważny, pamiętajcie o tym.
Tutaj pytamy - ask
Tutaj obserwujemy - facebook
Tutaj fan page bloga - fan page

sobota, 6 września 2014

Morświny są życiem, morświny są miłością

Nazwa wpisu jest zupełnie nie związana z tematyką notki. 
Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest: Masz czternaście lat i pewnego dnia dowiadujesz się, że będziesz miał rodzeństwo? Ja nie musiałam, mi takie atrakcje zapewniono cztery lata temu. 
Pierwsza reakcja - histeryczny śmiech, przecież to nieco dziwne, że mając tyle lat, będąc jedynaczką można nagle zacząć zwyczajnie żyć z myślami o małym potworze w domu. Jednak po dziewięciu miesiącach pojawiło się to coś.

Zdjęcie godzinę po porodzie. Tak, od małego miała gęste i długie włosy. Przez trzy miesiące miała irokeza, który za nic nie chciał dać się uczesać.

Moje zdolności wychowawcze wzniosły się na wyżyny - myłam Basię odkąd miała miesiąc, usypiałam, przewijałam i karmiłam butelką, którą miała ,,wspomaganą`` dietę. Dodatkowo od samego początku starałam się znaleźć logiczne wytłumaczenie na jej problemy z cerą - w pierwszym tygodniu okazało się, że Basia ma atopowe zapalenie skóry. Pediatra przepisał jej płyn na bazie spirytusu - cudem jest, że nawet po JEDNYM zastosowaniu mała nie ma blizn na twarzy. 

Typowy przykład Basi kilkumiesięcznej. Ulubione zajęcia - szarpanie Julki za włosy, ściąganie okularów i stałe, niekończące się wymiotowanie na Julkę. Na tym zdjęciu jestem trochę... chora, ale Basia wyszła cudownie. No i ma swojego nieśmiertelnego irokeza. 

Czy wspominałam już, że Baśka od urodzenia się wierciła? Ba, jeszcze będąc płodem płci nieznanej zapieprzała po całym brzuchu. Po porodzie musiałyśmy pilnować, aby nie spadła z łóżka, bo się kręciła. Do tej pory jej to zostało, nie da się nawet prosto uczesać. Przez to od małego lubi spadać z łóżek w nocy - dopóki miała łóżeczko było super. Obecnie ma zakładane poduszki na łóżku w razie czego.

Basia siedząca. Wcisnęłam ją starszemu bratu na ręce, bo miałam dość noszenia jej wszędzie - tylko na rękach, tylko na widoku, księżniczka chce wiedzieć. I tak, dalej ma resztkę irokeza. Przy okazji chrztu siostrzenicy nas obu - Kingi udało mi się ubrać ją raz w wartą 100 złotych sukienkę i kolejne 70 złotych koszulę. Wspominałam już, że ubrania dla dzieci są niebotycznie drogie? Otóż obecnie cenowo gorzej ubrać Barbarę, niż mnie. Tylko, że staramy się jej kupować ubrania na wyprzedażach w Cocodrillo a nie w H&M - są lepsze gatunkowo a małe dzieci cholernie ubrania niszczą.



Małe i pulchne dziecię, niczym mała szyneczka. Baleron zamiast nóżek lepszy niż w Biedronce. Drzewka znajdujące się z tyłu - beniaminki musiałyśmy z mamą usunąć zanim zaczęła raczkować - ich liście są trujące, a Barbara od małego się zachowywała jak człowiek z pica - pochłaniała wszystko, czego nie powinna.


To, że Julka ma włosy to idealny powód, aby je maltretować - rwać, szarpać, gryźć i co najważniejsze - bez skrępowania na nie bełtać. Najlepiej na świeżo umyte, zawsze miałam nadmiar środków czystości. 


Chyba ostatnie zdjęcie z irokezem, jakie mamy. Nie wiem, dlaczego mam na sobie czapkę. Zdjęcie zrobione przed tym, jak miałam przestawioną przegrodę nosową, dlatego mam taki fajny nos. A Basia już wtedy była terrorystą. 

Jakiś małoletni dresiarz. Nie, Basia nie ma zeza, dziwnie się patrzyła po prostu. 

Jedno z naszych lepszych zdjęć. Tutaj już raczkowała, ona do przodu - ja zawsze do tyłu. Generalnie była i jest zdrowszym dzieckiem - prócz zapalenia skóry i płuc przechodziła tylko typowe dziecięce choroby. A ja od małego - astma, alergia, problemy z chodzeniem. Dosłownie wszystko, co się tylko dało.
Dziecko chodzące a dokładniej uciekające do każdego napotkanego dziecka/psa/ kota. Jak widać, niski człowiek, tak jak ja. Tylko, że ona ma bardzo delikatne i ciemne włosy. A ja mam gęste, grube i blond. Nie taki, jak na tych zdjęciach ale jaśniejszy.

Ulubione zajęcie dziecka chodzącego? Robienie starszej siostrze burdelu w pokoju. Najlepiej co godzinę, zaleca się wyrzucanie ubrań z szafek, mazanie zeszytów i wylewanie soczku na książki. 


Mina i body wskazują na zamiary. Od małego była małym robotnikiem, obecnie zamiłowania skierowała w kierunku samochodów a szczególnie dziwnego atakowania silników, kiedy tato naprawia jakiś samochód w przydomowym garażu. Neron śpi zaraz przy kanale a Basia dobiera się do każdej możliwej śrubki.

Zdjęcie już po przeprowadzce, zrobione rok temu. Kto jest ulubioną zabawką? Chłopak siostry bo nosi na rękach i nie krzyczy jak siostra. Wybaczcie mój niewyjściowy wygląd, ale wtedy byłam jeszcze przed dietą. Ale za to Mateusz ma makijaż. 

O Baśce chyba tyle. Teraz ma cztery lata, chodzi do przedszkola - uwielbia je, jedynie płacze jak musi do domu wracać. I nie zapominajmy, jest wielką fanką kucyków Pony, Scooby - Doo, Spangeboba i Wójcia dobrej rady. A jeszcze Młodych tytanów.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Gorsecik

Wczoraj, przyznam szczerze trochę zabalowałam - z góry wybaczcie lekką tematykę wpisu. Ponadto po ostatnim wpisie chyba musimy przystosować aby nikogo nie wprowadzić w stan zbyt głębokiej kontemplacji nad życiem.

                                                         GORSET
W piątek rano odebrałam moje maleństwo, gorset firmy Rebel Madness - underbust o nazwie Mourning Lady. Na stronie jest on dostępny w bardzo małym rozmiarze - XXS.  Ja swój odkupiłam od bardzo miłej Pani, która kupiła i miała go nosić po ciąży, jednak nie był jej potrzebny.
Rozmiar: S czyli 22 cale. Gorset posiada panel kryjący - nie dowiązuje się w nim do końca, postanowiłam zakupić mniejszy aby zapewniał idealną redukcję. Czym jest redukcja?

Gorset NIE JEST ubraniem, nie kupujemy go w swoich wymiarach. Mierząc się przed zakupem należy brać poprawkę na redukcję.Przykładowo, ja mam 70 centymetrów w talii a zakupiłam gorset, którego do końca nie mogę zawiązać - ma on 56 centymetrów. Jednak nie widać mi pleców, żadnej erotycznej szyneczki, pięknych wałeczków otoczonych siedmiometrowym sznurem. Gorsety posiadają pasy kryjący, około 15 centymetrów. Jest on albo wszyty w gorset albo doczepiany przy sznurowaniu. Doczepiany zapewnia o tyle komfort, że można go odpiąć, kiedy już całkowicie się dowiązujemy. 
Moje zdjęcie po pierwszym zawiązaniu. Nie jestem dociśnięta do końca.
Dlaczego nie jestem dociśnięta do końca?
Przez pierwszy tydzień nie można dociskać się całkowicie - narządy wewnętrzne oraz kręgosłup muszą się przyzwyczaić. Dodatkowo - jedząc kebaba pierwszego dnia ledwo pohamowałam odruch wymiotny - żołądek jest na tyle skurczony, że jedzonko ma ochotę uciec jak najdalej od takiego malutkiego żołądka.
Pierwsze wyjście z domu.
Jakie są wady noszenia gorsetu?
# W wypadku noszenia gorsetu całymi dniami mięśnie brzucha nie pracują. W wyniku osłabienia może dojść do wypadnięcia dysku. Bolesne i nieprzyjemne.
# Gorset wymaga stale wyprostowanej pozycji. Założyć butów praktycznie się nie da, schylanie wygląda... zabawnie. Powinnam kiedyś poprosić Mateusza aby mnie nakręcił.
#Ceny. Co najmniej 170 złotych. Innych nawet nie ma co brać pod uwagę.


Jak widać, jest to mój pierwszy własny gorset. Będzie kolejny, overbust jednak szyty na zamówienie u gorseciarki.


                                                       RYSUNKI. 
Na sam koniec chciałam Wam pokazać rysunki, które do tej pory od Snajperek dostałam.
Tego nie znoszę, jestem zupełnie oderwanym bytem od Fety. Nic nas nie łączy, tylko się znamy.














               OGŁOSZENIA PARAFIALNE


                                           
Każdy komentarz to motor napędowy tego bloga. I proszę je zostawiać pod notkami, nie na asku (TUTAJ). Oraz zapraszam do obserwowania bloga.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Życie dookoła trumny.

Ten post jest dla mnie bardzo osobisty, nigdy nie sądziłam, że będę się z tego rozliczała. Jednak mam ku temu powodu - ilość osób piszących do mnie o śmierci jest... przerażająca. Śmierć pojawia się w różnych odsłonach - własnej, cudzej, zamierzonej lub przypadkowej.
Jak mawiają mądrzejsi ode mnie, wiedza jest empiryczna (empiryzm głosi poznanie przez doświadczenie), a ja się z tym poglądem zupełnie zgadzam. Zapytasz, skąd wiedza na temat życia w cieniu tragedii.
A teraz słońce świeci zimnym blaskiem i niebo poszarzało

Gwiazdy przyćmiły chmury i łzy, 

A wszystko, czego pragnę, odeszło...

A wszystko, czego pragnę, odeszło...

Minęły już prawie dwa lata od śmierci mojego przyjaciela. W czwartek rano, zmierzając na autobus, dowiedziałam się, że nie żyje. Początkowo wmawiałam sobie, że pewnie miał wypadek samochodowy, że choroba go pokonała a najlepiej, że była to pomyłka. Po dwóch godzinach dostałam od mamy smsa - On się powiesił. Nogi mi się ugięły, świat zawirował i zaczęłam krzyczeć na środku sali chemicznej - nie chciałam zostać tego dnia sama w domu, zbyt mocno się bałam samotności. Utraciłam jednego dnia starszego brata, kucharza i powiernika, nie zapominając o towarzyszu spacerów z Basią. Basia go uwielbiała, na jego widok przestawała płakać i czekała, aż ją weźmie na ręce albo posadzi sobie na barana. Niemal codziennie chodziliśmy razem na spacery wieczorem, gadaliśmy i przemierzaliśmy Zamość niczym dwóch odkrywców nowych lądów. 
Odkąd informacja o samobójstwie się potwierdziła szukałam kwiaciarni, gdzie mogliby mi wykonać szarfy na zamówienie, żadnego tandetnego ostatniego pożegnania tylko coś bardziej osobistego - od dziecka aż po grób ewentualnie zwykłe - przepraszam. 
Za co przepraszałam? Nie było mnie przy nim, kiedy coś się zaczęło na tyle chrzanić, aby się zabił, gdy mnie potrzebował - miesiąc nie dawał znaku życia a ja nie zadzwoniłam nawet, bo czekałam, aż przyjedzie.
Szarfy nie zdobyłam, pogrzeb odbył się w sobotę. Idealnie pamiętam kolor trumny i jego portret na niej, jego złamany nos i spojrzenie spod grzywki. Od tamtej pory nie weszłam do tego kościoła, w którym odbywała się ceremonia pogrzebowa. Jednak zawsze trafiam na jego grób, mam drogę wyrytą w pamięci niczym mapę.
Nie wrócił i już nie wróci. Nie pomogło moje płakanie przy krzyżu z jego imieniem. Nie pomogło krzyczenie przy marmurowym grobowcu, tak samo jak mówienie do krzyża, opowiadaniu o wszystkim, co się wydarzyło. Jedyne, co pomogło - sytuacja prozaiczna, a zarazem jedna z najdziwniejszych w moim życiu. Przed poprawianiem pierwszego semestru z matematyki i fizyki wybrałam się na cmentarz, żeby z nim pogadać, robiłam tak codziennie lub co kilka dni. Wieczorem, kiedy w zimie niebo jest tak pięknie różowe, powiedziałam ,,Trzymaj kciuki za fizykę, nie umiem jej - z matematyką sobie jakoś poradzę``. Rezultatem moje wypowiedzi była trójka z fizyki i niezaliczony semestr z matematyki.

Jednak dość tej retrospekcji, mam nadzieję, że teraz już pojmujecie, skąd wiem o rzeczach, które zaraz opiszę.


Więc czy po tym wszystkim


Będziemy kłamać i kolejnego dnia?

I poprzez to wszystko

Znajdziemy jakąś inną drogę

Prowadzącą przez chrząstki i płyny

A ty przyszłaś się gapić czy zmyć krew?


Jak sobie radzić z utratą bliskiej osoby i jak się to (potencjalnie) odbija na człowieku?
- Nie krępuj się - płacz. Lepiej jest się wypłakać, wykrzyczeć, wydrzeć niż dusić wszystko w sobie.

- Często, kiedy tylko potrzebujesz bywaj na cmentarzu i mów do tej osoby tak, jakby żyła. Pomaga w procesie stabilizacji emocjonalnej.
- Nauka. Mi od pamiętnego czwartku przez następnych pół roku niemal historia zajmowała czas na tyle, aby nie myśleć - notatki, teksty, kolejne książki. Zajmowałam swoją głowę na tyle, na ile mogłam. 
- Wyplatanie. Indianie bardzo często zalecają zaplatanie rzemyków, nici etc - razem ze splotem oddajesz światu swoje myśli a oczyszczasz własny umysł.
Jak się odbija:
- Od tamtej pory nawet nie ma mowy, abym spała przy wyłączonym świetle. Mała lampka zawsze się pali, inaczej miewam ataki paniki. Nawet przy Mateuszu, czego nie powinnam mieć bo nie jestem sama. Generalnie od śmierci ... mam problem z ciemnością - boje się tego, co mogę w niej spotkać.
- Krzyczę w nocy. Nie zawszę, jednak zdarza mi się to od tamtego czasu.
- ... Śni mi się po nocach. Często miewam sen, w którym okazuje się, że .... żyje i mieszka w bloku niedaleko pracy mojej mamy, gdzie chowa się przed jakimiś dziwnymi ludźmi. Później budzę się z płaczem i  kilka dni nie mogę dojść do równowagi emocjonalnej.
- Wszelakie nerwice, stany lękowe i depresje, jednak tutaj pozostaje mi wyłącznie skierować taką osobę do specjalisty nim będzie za późno.

CHCE SIĘ ZABIĆ!!
Najpierw pomyśl o swojej mamie. Przez dziewięć miesięcy nosiła Cię w sobie, wychowała i starała się, aby nigdy Ci niczego nie brakowało. Widziałam w życiu matki, które utraciły dziewiętnastoletnich czy dwudziestokilkuletnich synów. Jedną znam na tyle, aby Ci powiedzieć, że nie doszła do siebie, nawet w połowie przez długi czas. Nawet w jej twarzy wyryła się ta strata. Wiem, co mówię, znam ją od bardzo dawna.
Dziewczyna/ chłopak mnie nie chcę.
Nigdy ale to przenigdy potencjalny partner nie jest powodem do odebrania sobie życia. Pokazujemy tym samym słabość, a słabość nie jest dobrym doradcą. Tego kwiatu jest pół światu, jak mawiają niektórzy. W tym powiedzeniu jest dużo razy, nie ma ludzi, których nie zastąpimy. Dodatkowo nici naszego życia plączą się tak, abyśmy zawsze natrafili na odpowiednią osobę lub powołanie. Jednorazowa porażka jest tylko wyznacznikiem w drodze do celu - szczęścia. A nie osiągniemy go, zabijając się. Śmierć wyłącznie zrani naszych bliskich a dla każdego znajdzie się chociaż jedna osoba, która go opłaczę.

~~~~~~~~~~~~~0~~~~~~~~
Tyle.
Komentujcie, to dla Was piszę tego bloga i czekam na Wasze opinię i refleksje.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Ziołolecznictwo włosów.

Witajcie, wracam po kilkudniowej nieobecnością z nowym wpisem. Dzisiaj zejdziemy z tematu historii na temat włosów, mała odmiana.

Przed umyciem:
Miseczka i pędzelek do malowania włosów będą niezbędne do zmieszania i nałożenia dwóch specyfików. Nakładam oba na nasadę włosów, wcieram w skórę a resztkę daję gdzie popadnie. Czekam co najmniej pół godziny i przechodzę do mycia.

Cena jak widać - 6,80 monet polskich, produkt wydajny i dostępny w każdej aptece. Ma specyficzny zapach ale każdy szampon jest w stanie niwelować tą woń.


Złotych polskich w granicach 5-7, zależy od drogerii. Jeżeli ktoś nie potrzebuje olejku na wzrost włosów, należy dobrać sobie inny - firma oferuje cztery rodzaje olejków, zależnie od zapotrzebowania. Lekko szczypie ale to nic uciążliwego - przy farbie z amoniakiem jest to jak muśnięcie dziecięcej rączki.

Mycie - nawet mi się zdarza:


Dwa razy, obowiązkowo w ostatecznie letniej wodzie, jednak preferuję chłodną. 
Cenowo w granicach 8 do 10 złotych, bardzo wydajny. Należy unikać kontaktu z oczami, bo powoduje dużą reakcje - zwyczajnie cholernie boli. Uroczo pachnie rumiankiem.
Po umyciu i spłukaniu nakładam odżywkę - jedyny kosmetyk nie pochodzący z serii Green Pharmacy - mama zanim zaczęłyśmy przygodę z kosmetykami ziołowymi zakupiła olbrzymią odżywkę firmy Kallos. Co najważniejsze - nakładam ją wyłącznie na włosy a nie na głowę - skóra głowy nie ma kontaktu z tym specyfikiem aby jej nie obciążać.
Dwadzieścia złotych za czekoladę do włosów to nie tragedia. Oczywiście - 20 złotych to cena regularna, moja mama upolowała promocje w Laboo i zakupiła ją za złotych 10. Pachnie czekoladą w idealny sposób i bardzo ułatwia rozczesywanie włosów. Dodatkowo pomogła na moje sianko w okolicach końcówek. 

Po umyciu:


Wycieram włosy - zawijam je w turban na kilka minut i czekam, aż ręcznik wchłonie wodę. Następnie sięgam po dwa kosmetyki.
Pierwszym jest eliksir (niestety nie autorstwa Severusa Snapa) do włosów zniszczonych. Spryskuje nim włosy - jest lekki, nie skleja i nie daje efektu niedomytych kosmyków. Po spryskaniu włosów rozczesuje - koniecznie grzebieniem o szerokim rozstawieniu zębów aby ich bez sensu nie wyrywać szczotką. Unikam szczotek jak ognia.
Kosztuje koło 9 złotych ale jest go bardzo dużo i wystarczy na długo. Pachnie mieszanką wielu ziół i ładnie współgra z szamponem. 

Ostatni kosmetyk - jedwab do końcówek. Moje są tragiczne, bardzo szybko się niszczą więc postanowiłyśmy zainwestować w ten specyfik 

Maleństwo kosztuje dziewięć złotych i nakłada się go wyłącznie na końce - jedno przyciśnięcie pompką wystarczy. Może być stosowany również na włosy suche, podobnie jest z eliksirem. Wcieram w końcówki....

... i to koniec wpisu o włosach. Mam nadzieje, że komuś się przydadzą moje porady. Obecnie w Rossmanie jest promocja na wszystkie produkty do włosów tej firmy a na stronie internetowej za zapisanie się do newslattera dostaje się -20%. 
Zapraszam na aska:
ask me
I do obserwowania na facebooku:
facebook
oraz - najważniejsze
Każdy komentarz to krok w kierunku kolejnego wpisu, pamiętaj i zostaw coś po sobie. Ostatnia notka była bardzo bogata w komentarze, mam nadzieję, że ta będzie jeszcze sowiciej okraszona tak owymi.