Obserwatorzy

niedziela, 21 czerwca 2015

Noce i dnie, rozstania i powroty.

Długo mnie nie było, kurz zdążył się już rozgościć na po szczególnych elementach witryny. Jednak postanowiłam, że może nadeszła pora by dać mi i mojej klawiaturze jeszcze jedną szansę.







Czy dużo się zmieniło? Tak, można się posilić na stwierdzenie, że większość ważnych spraw uległa w jakimś stopniu zmianom.

Zacznijmy jednak od tego, co się nie zmieniło:

~Płeć.
Śmiem twierdzić, że dalej jestem kobietą, albo iż pretenduje do tego tytułu. Mogę się mylić.
~ Zapotrzebowanie na tlen i nikotynę.
Co gorsza, nie wiem, co ważniejsze. 
~ Historia.
Ona się nie zmienia, tylko rozrasta i poszerza.

Jak to mawiają mądrzy ludzie, im dalej w las tym więcej drzew. Idąc naszą retrospekcją ostatnich miesięcy wypadałoby opowiedzieć o tym, co się zmieniło. 

~
Nie wiem, co tutaj napisać, żeby nie wyszło ozięble lub infantylnie.
Największą zmianą - moim zdaniem - było odejście Mateusza. Nie ma się tak naprawdę nad czym roztrząsać, gdyż była to w stu procentach jego decyzja, której mu nigdy nie wybaczę. Wątpię jednak, aby kiedykolwiek - w przeszłości czy przeszłości - mu na tym zależało. Idźmy dalej, nie ma się czym smucić - to było bardzo, bardzo dawno temu, biorąc pod uwagę każdą skalę.
~ Podmiot milszy.
Od 1 kwietnia - data nacechowana ogromem sarkazmu, wiem - jestem w szczęśliwym związku. I to nie tak, że ,,leczę rany``. Wojtka znałam od dwóch lat i muszę przyznać, że prawdziwy zbieg okoliczności sprawił, że nasze drogi się skrzyżowały. 
Mówiąc w skrócie:
Na Tinderze, dla żartu oboje się polubiliśmy, więc do niego napisałam i w żartobliwy sposób, pozbawiony jakichkolwiek niecnych zamiarów, zaczęliśmy ze sobą pisać. Później pojawił się na dniach otwartych w mojej szkole i dla żartu wmawialiśmy każdemu, że jesteśmy parą. 
Przez jakiś czas trwała taka hm... sytuacja zawieszenia, pomiędzy żartem a nieśmiałymi dążeniami obu stron do czegoś więcej. 
Obecnie jesteśmy razem, pijemy Amarenę albo specjały sandomierski, kręcimy smakowe delicje tytoniowe i uczymy się jak razem żyć, żeby przeżyć.
A to nie zawsze jest takie proste, jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka.
To moje ulubione zdjęcie, wykonane kilka tygodni temu u mnie w pokoju. Jest takie proste a zarazem uroczę i niewymuszone.
~ Jedzenie.

Od dawna, nie ukrywam - miałam problemy z jedzeniem mięsa. Mój organizm nie przyswaja go za dobrze, po większości specjałów pochodzenia zwierzęcego czułam się nie najlepiej. Dlatego od przełomu stycznia i lutego postanowiłam całkowicie wyeliminować mięsiwo ze swojej diety. Pozostawiłam sobie nabiał i jajka, bardzo okazjonalnie ryby - zależy od gatunku, na niektóre reaguje gorzej, niż na mięso. 
Jednak nie uciekaj, drogi pożeraczu zwierząt! Nie zamierzam uskuteczniać nigdy i nigdzie wegeterroryzmu, tak bardzo popularnego od pewnego czasu w odmętach Internetu. Mój wegetarianizm jest powodowany egoistycznymi pobudkami takimi jak niechęć do mięsa, nie żadną nagonką o biednych zwierzątkach. Z mojej strony nie spotkają Cię dramatyczne opisy przedstawiające pastwienie się nad zwierzętami etc. To byłaby ogromna hipokryzja z mojej strony gdyż mieszkam z osobami jedzącymi mięso, Wojtek też nie zamierza przechodzić na jedzenie trawy a mi się zdarza gotować dla najbliższych. 
Spokojnie. Na temat jedzonka obiecuje odzielny wpis, przedstawiający co i jak. Nie chce Was teraz uświadamiać we wszystkich niuansach mojej kuchni i spiżarni. 
~ Skończyłam liceum.
Na razie mam wykształcenie średnie niepełne, czekam na wyniki matury. Mając je, przedstawię Wam cały egzamin, przeprowadzony wedle zasad nowej reformy, z perspektywy ucznia. A z czasem, o ile zdałam z matematyki, przedstawię Wam moją walkę o miejsce na wydziale historii Uniwersytetu Warszawskiego lub Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW - Uniwersytet, Którego Się Wstydzę, taki zasłyszany kiedyś żarcik).
Czy się cieszę z końca szkoły?
Tak. Mam spokój, żadnego bata nad głową, czytam ile chce i śpię do której chce. Po ostatnim roku szkolnym mi się to należało. Poza tym, mury mojego ogólniaka przedstawiały sobą wiele wspomnień a teraz nie chce o nich pamiętać. Wynik tego taki, że jest lepiej jak się liceum skończy.

To było kilka słów gwoli powrotu. Pomysły na następne wpisy już mam, można mi je stale podrzucać w komentarzach lub na asku (ask.fm)
I pamiętaj czytelniku drogi, każdy Twój komentarz ma dla mnie znaczenie.

4 komentarze:

  1. Strasznie się cieszę, że powróciłaś do pisania! :3
    Nie mogę się doczekać kolejnych wpisów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że tu wróciłam, przyjemnie się czyta to, co piszesz. c:
    Czekam na kolejne wpisy.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcale daleko stąd nie uciekłam. Wiem, że komentarze są zachęcające, ale myślę, że Twoje notki są tak świetne za każdym razem, że stało się to już oczywiste. Nie opuszczaj nas juz na blogu, rób to co robisz, bo robisz to wspaniale,bardzo mi pomagasz i mam do Ciebie ogromny sentyment, kurcze prawdziwa druga Mama. Tak jak mozna z tego wywnioskowac- post świetny. Dużo się zmieniło, ale nie moja sympatia do Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo się zmieniło, ale chyba na lepsze, nie? Cieszę się bardzo, i oczywiście jak zawsze czytam twoje wpisy! 8)

    OdpowiedzUsuń